Tytuł: Szukając Alaski
Autor: John Green
Data wydania: 09.10.2013r.
Wydawnictwo: Bukowy Las
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 320
Szukając Alaski to debiut Johna Greena, który zasłynął powieścią Gwiazd naszych wina, na podstawie której powstaje właśnie film. Ze względu na wzrost popularności pana Greena zostają wydane w Polsce inne jego książki i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Historii Hazel i Augustusa nie da się zapomnieć. Jak jest z Alaską?
Miles Halter to chłopak do bólu zwyczajny. Nie, właściwie nie. Nie jest po prostu popularny. Oprócz przyjaciół niczego mu nie brakuje - ma kochających rodziców, dom. Wyjazd do szkoły przygotowawczej ma być dla niego odskocznią od dotychczasowego życia - za którym nie będzie tęsknił. Rzuca się w pogoń za czymś, czego nie jest pewien, a co zna tylko z ostatnich słów poety François Rabelaisa: „Udaję się na poszukiwanie Wielkiego być może”.
Culver Creek, szkoła znajdująca się na południe od Birmingham w Alabamie przynosi ze sobą coś więcej niż pokój bez klimatyzacji i wszechogarniający upał. Już pierwszego dnia poznaje Chipa Martina - Pułkownika. Chociaż ich pierwsze spotkanie jest niezręczne szybko zaczyna łączyć ich prawdziwa przyjaźń. To dzięki niemu nauczy się jak pić i palić na terenie internatu tak, aby dyrektor - którego wszyscy nazywają Orłem - niczego nie zauważył.
- Taa. Chodziłem do szkoły publicznej. Ale nie byłem tam Bóg wie kim, Chip. Bóg jeden wie, kim tam byłem.
- Ha! Dobre. I nie nazywaj mnie Chip. Nazywaj mnie Pułkownik.
Stłumiłem śmiech. "Pułkownik"?
- Właśnie. Pułkownik. A ciebie nazwiemy... hmmm... Klucha.
- Hę?
- Klucha. - powtórzył Pułkownik Bo jesteś chudy. To się nazywa ironia, Klucha.
Alaska to dziewczyna, która wpada w życie naszego bohatera jak burza. Ona wie, czego w życiu chce. Ma swoją filozofię, której się trzyma. Jest energiczna i to ona jest inicjatorką większości numerów w tak nudnej szkole jaką jest Culver Creek. Jej przebojowość dosłownie poraża Milesa tuż po tym, gdy on wchodzi do jej pokoju i widzi ją pierwszy raz. Dziewczyna, która fascynuje. Jest ona postacią jedyną w swoim rodzaju.
I główny bohater zdaje sobie z tego sprawę. Wie też o tym, że Alaska bardzo kocha swojego chłopaka, ale mimo to czuje do niej coraz więcej...
Książka podzielona jest na dwie części: PRZED i PO. I od początku człowiek zdaje sobie sprawę, że napięcie w tej książce narasta i że moment kulminacyjny będzie czymś, co zmieni tą książkę. Ja sama nie byłam zaskoczona czym tak naprawdę jest moment kulminacyjny tej książki. Wiedziałam o tym już od pierwszej strony i czytałam dalej z coraz większą obawą jak będzie wyglądał ciąg dalszy.
Można by pomyśleć, że Szukając Alaski jest podobne do innych książek autora. Że historia nie wnosi niczego nowego? Że postacie nie są unikatowe? Ale... to nie będzie prawda.
Gwiazd naszych wina to książka bardziej wzruszająca, ale i zarazem pisana pod czytelników - nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę (mnie samą uświadomiła koleżanka z klasy :D), ale GNW porusza tematy popularne w ostatnich czasach. Jeśli się nad tym zastanowić to każdy to zauważy.
Papierowe miasta nie były książką, która do mnie przemówiła. Nie zrozumiałam przesłania zawartego na kartkach tamtej powieści. I na niej nie płakałam.
A Szukając Alaski to książka, która mówi o młodości. O przyjaźni. O radości jaką daje życie. Nie jest to książka, obok której przechodzi się obojętnie.
Historia może przypominać tą z Papierowych miast, ale jednak jest zupełnie inna. Alaska mogłaby być Margo, ale jest tak naprawdę zupełnie inną osobą. Wszystkie postaci wykreowane przez Johna Greena są od siebie różne, każda z nich jest absolutnie wyjątkowa. Są oni wyraziści, a przy tym tak realni, że wydaje się, że można ich dotknąć. A z każdym kolejnym słowem są coraz bliżej.
Nie wiem, jak John Green to robi, ale potrafi sprawić, że każdą z postaci polubię. Ale robi to. I to cholernie dobrze. Za każdym razem.
I główny bohater zdaje sobie z tego sprawę. Wie też o tym, że Alaska bardzo kocha swojego chłopaka, ale mimo to czuje do niej coraz więcej...
(...) że gdyby ludzie byli deszczem, to ja byłbym mżawką, a ona huraganową ulewą.
Można by pomyśleć, że Szukając Alaski jest podobne do innych książek autora. Że historia nie wnosi niczego nowego? Że postacie nie są unikatowe? Ale... to nie będzie prawda.
Gwiazd naszych wina to książka bardziej wzruszająca, ale i zarazem pisana pod czytelników - nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę (mnie samą uświadomiła koleżanka z klasy :D), ale GNW porusza tematy popularne w ostatnich czasach. Jeśli się nad tym zastanowić to każdy to zauważy.
Papierowe miasta nie były książką, która do mnie przemówiła. Nie zrozumiałam przesłania zawartego na kartkach tamtej powieści. I na niej nie płakałam.
Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.
A Szukając Alaski to książka, która mówi o młodości. O przyjaźni. O radości jaką daje życie. Nie jest to książka, obok której przechodzi się obojętnie.
Historia może przypominać tą z Papierowych miast, ale jednak jest zupełnie inna. Alaska mogłaby być Margo, ale jest tak naprawdę zupełnie inną osobą. Wszystkie postaci wykreowane przez Johna Greena są od siebie różne, każda z nich jest absolutnie wyjątkowa. Są oni wyraziści, a przy tym tak realni, że wydaje się, że można ich dotknąć. A z każdym kolejnym słowem są coraz bliżej.
Nie wiem, jak John Green to robi, ale potrafi sprawić, że każdą z postaci polubię. Ale robi to. I to cholernie dobrze. Za każdym razem.
- Kiedy idziesz tak przez noc, czy nie przechodzą cię ciary, tak że chociaż to głupie i żenujące, masz ochotę po prostu zwiać do domu?
Wydawało mi się, że to zbyt osobiste i intymne, aby przyznawać się do tego komuś praktycznie obcemu, ale odpowiedziałem jej:
- I to jak!
Przez chwilę milczała, a potem chwyciłam mnie za rękę, szepcząc:
- Biegnij, biegnij, biegnij, biegnij. - I rzuciła się biegiem, ciągnąc mnie za sobą.
Ogólna ocena: 10/10
Niedługo też się za nią zabiorę. Co do GnW... Kij z tym, że pisana pod czytelników czy co tam... Nie ważne, skąd się wziął pomysł, nie ważne są powody, dla których powstała... Ważne, jak jest napisana i czy rusza serduszka! Papierowe miasta troszkę gorsze, acz niektóre momenty były świetne. Zobaczymy, czy 'Szukając Alaski' przypadnie mi do gustu. Bo historia sama w sobie mnie nie pociąga. Ale wiadomo... Mogłabym czytać choćby menu w restauracji, byleby napisał je John Green. :D
OdpowiedzUsuńJa o samej historii w życiu bym nie pomyślała, że to mnie poruszy. xD Głupi szczeniak zakochany w niezwykłej dziewczynie. Ale... Cholera... *łzy w oczach* GREEEN! DORWĘ I ZABIJĘ!
UsuńNie zabijaj ;_;
UsuńNajpierw niech mi się wpisze do GnW!
Zamierzam przeczytać w ferie, wiec Twoja ocena bardzo mnie uradowała. :) Świetna recenzja. Ja Greena póki co czytałam tylko Papierowe miasta i tak jak Ty, pokochałam wszystkich bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
No to tak.. Będzie w bibliotece - przeczytam. Nie będzie w bibliotece - będę dręczyć Panią E. aby zmówiła. XD Trzeba przeczytać. XD
OdpowiedzUsuńRecka świetna! Nie spodziewałam się ze możesz użyć słowa "cholernie". Moja Mim dorasta! *soo proud* X3
Ale skarbie, ja często piszę cholernie :D I mówię. <3
Usuń