Tytuł: Wielki Marsz
Autor: Stephen King (piszący jako Richard Bachman)
Data wydania: 14.06.2012 r.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Format: 112 x 181 mm
Liczba stron: 342
Stephen King... Brak mi słów. To niesamowity pisarz. Potrafi przedstawić wszystko w tak niesamowicie realistyczny sposób. Sprawić, że będziesz bał się duchów, czy demonów. Jednak najbardziej niesamowite jest to, że potrafi w ten sposób pokazać człowieka. Bać się tego, czym możesz się stać.
Wielki marsz. Przyszłość (?) Stanów Zjednoczonych.
Stu chłopców do 18 roku życia wyrusza w w doroczny marsz, marsz w którym zwycięzca może być tylko jeden. Walczą o pieniądze i spełnienie najskrytszego z marzeń. Ale ta walka nie jest jedynie walką o nagrodę. Wielki marsz nie zakończy się, dopóki dziewięćdziesięciu dziewięciu z nich nie padnie. Gdy zginie przedostatni zawodnik zostanie wyłoniony zwycięzca.
Zasady są proste. Nie mogą zboczyć z trasy. Wziąć udział mogą jedynie chłopcy, którzy spełnią warunki i przejdą testy. Nie mogą się zatrzymać ani zwolnić.
Stu chłopców do 18 roku życia wyrusza w w doroczny marsz, marsz w którym zwycięzca może być tylko jeden. Walczą o pieniądze i spełnienie najskrytszego z marzeń. Ale ta walka nie jest jedynie walką o nagrodę. Wielki marsz nie zakończy się, dopóki dziewięćdziesięciu dziewięciu z nich nie padnie. Gdy zginie przedostatni zawodnik zostanie wyłoniony zwycięzca.
Zasady są proste. Nie mogą zboczyć z trasy. Wziąć udział mogą jedynie chłopcy, którzy spełnią warunki i przejdą testy. Nie mogą się zatrzymać ani zwolnić.
Była taka zasada w regulaminie. Dawali ci trzy upomnienia. Jak za czwartym razem zszedłeś poniżej sześciu na godzinę, to... no, to jesteś skreślony. Ale jak zaliczyłeś trzy upomnienia i udało ci się przejść trzy godziny cacy, to znów jesteś czysty jak łza.
Ta książka nie jest długa. Podzielona jest na trzy części, a każda ma kilka rozdziałów rozpoczynających się cytatem. Nie jest też chyba jakoś specjalnie skomplikowana. Pisana lekko, częste są dialogi, ale nie jest lekką do czytania. Opisy nie są długie. Nie ważne jest, jak wygląda okolica. Czy chłopiec z numerem 81 miał czarne włosy, czy też był blondynem. Liczy się marsz. I tylko to...
Główną postacią jest Raymond Garraty. Ray. "Syn stanu Maine". To jego losy śledzimy od pierwszej strony książki. Ciężko jest powiedzieć, czy jest on postacią pozytywną, czy negatywną. Czy go polubiłam? Też ciężko mi powiedzieć. Ray jest chłopcem, który zostawił matkę i swoją dziewczynę by wziąć udział w marszu, chłopcem który nie zdaje sobie sprawy z powagi marszu dopóki sam nie znajdzie się na tej długiej drodze. Zedrze z ciebie iluzję. Zedrze z ciebie buty. Zedrze z ciebie godność. Sprawi, że będziesz myślał tylko o niej.
Inni chłopcy, których poznajemy w tej wędrówce są tak samo realni. Ale i przy tym niewiele o nich wiemy. Z jednej strony można powiedzieć, że poznajemy ich na WYLOT (ha, ha). Z drugiej... to tak naprawdę niewiele. Akcja książki to zaledwie kilka dni. McVries, Baker, Olson, Scramm. I Stebbins. Nawet Barkovitch. Inni, było ich wielu. Ciężko jest ich wszystkich spamiętać, a każdy z nich przecież jest wyjątkowy. Za każdym z nich kryje się historia. Krótsza, dłuższa...
Już sam fakt tego, że jest ten marsz... Sam pomysł dzieci idących na rzeź. Już samo to jest makabryczne. Dodajmy do tego fakt, że jest to impreza na wielką skalę. Coś, co jest celebrowane. Jedna wielka wesoła impreza. Jezu, to jest tak makabryczne, że ciężko to znieść. Telewizja. Major, który pojawia się, aby pomachać tłumowi, dodać otuchy (czy aby na pewno?) uczestnikom marszu. Testy, które są przeprowadzane na dzieciach, aby sprawdzić ich predyspozycje. To... to wszystko sprawia, że ta książka jest tak...
Bałam się skończyć tę książkę. Bałam się i przeciągałam jej czytanie jak najdłużej. Ale wiedziałam, że leży tam, na skraju biurka i będę musiała po nią sięgnąć raz jeszcze i wrócić do Wielkiego Marszu. Stopy bolą tylko od myślenia o tej książce. A ja... w końcu go ukończyłam. I oni też.
I może skończyła się trochę szybko. Ta ostatnia strona była jakby urwana. Ale wydaje mi się, że tak miało być. Że tak byłoby, gdyby to była prawda...
Ogólna ocena: 09/10
Przepraszam, że tak chaotycznie, ale ja sama jestem rozbita przed tę książkę!
Inni chłopcy, których poznajemy w tej wędrówce są tak samo realni. Ale i przy tym niewiele o nich wiemy. Z jednej strony można powiedzieć, że poznajemy ich na WYLOT (ha, ha). Z drugiej... to tak naprawdę niewiele. Akcja książki to zaledwie kilka dni. McVries, Baker, Olson, Scramm. I Stebbins. Nawet Barkovitch. Inni, było ich wielu. Ciężko jest ich wszystkich spamiętać, a każdy z nich przecież jest wyjątkowy. Za każdym z nich kryje się historia. Krótsza, dłuższa...
W tej właśnie chwili jesteśmy zajęci umieraniem.
Już sam fakt tego, że jest ten marsz... Sam pomysł dzieci idących na rzeź. Już samo to jest makabryczne. Dodajmy do tego fakt, że jest to impreza na wielką skalę. Coś, co jest celebrowane. Jedna wielka wesoła impreza. Jezu, to jest tak makabryczne, że ciężko to znieść. Telewizja. Major, który pojawia się, aby pomachać tłumowi, dodać otuchy (czy aby na pewno?) uczestnikom marszu. Testy, które są przeprowadzane na dzieciach, aby sprawdzić ich predyspozycje. To... to wszystko sprawia, że ta książka jest tak...
Bałam się skończyć tę książkę. Bałam się i przeciągałam jej czytanie jak najdłużej. Ale wiedziałam, że leży tam, na skraju biurka i będę musiała po nią sięgnąć raz jeszcze i wrócić do Wielkiego Marszu. Stopy bolą tylko od myślenia o tej książce. A ja... w końcu go ukończyłam. I oni też.
I może skończyła się trochę szybko. Ta ostatnia strona była jakby urwana. Ale wydaje mi się, że tak miało być. Że tak byłoby, gdyby to była prawda...
Każde zawody wydają się uczciwe, jeśli wszyscy zostali oszukani.
Przepraszam, że tak chaotycznie, ale ja sama jestem rozbita przed tę książkę!
Z Kingiem miałam do tej pory jedno spotkanie. Niezbyt udane. Ale dzięki temu, ze każdy go tak zachwala, mam zamiar dać mu jeszcze szansę. :)
OdpowiedzUsuńpo-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Ja mam to szczęście, że moja koleżanka z klasy (i jej mama :D) jest fanką Kinga, więc podsuwa mi to, co wie, że może mi się spodobać :3
UsuńPierwsze moje skojarzenie po przeczytaniu kilku słów? Igrzyska śmierci. Później miałam potwierdzenie - wielkie show dla obywateli, jeden zwycięzca i tyle martwych. Co oni biorą w tej Ameryce? Nie wiem, ale jeżeli tak powstają takie dobre książki to niech biorą tego więcej. xD
OdpowiedzUsuńNie jest wcale chaotycznie, słońce! Wszystko jest dobrze bo jak opisać śmiertelny marsz? Ciebie bolały stopy po przeczytaniu książki - w moim obecnym stanie po przeczytaniu Twojej recenzji zaczęły też się odzywać. :P
Kiedyś mi pożycz. XP Ale to dopiero po tym jak nie będę miała już tych snów. xD (No, krzyż Pański mam z nimi! Taki suchar. xD)